Słońce wychylało się powoli, a w jego pierwszych promieniach grzało się jakieś dziwne stworzenie. Wielkimi, rozumnymni, brązowymi oczami przyglądające się pogrążonemu we śnie miastu. Coś w tej scenerii było odprężającego, na tyle relaksującego, że bestia spokojnie położyła się na trawie i zasnęła. Nie zważając na poranną rosę, na nic. Już po chwili potwór zapadł w płytki sen. W czasie, którego jego ciało wróciło do starego kształtu, postaci, o której powoli zaczynał zapominać. Już po chwili w cieniu słynnego napisu leżał, kudłaty, obdartus, skropiony dużą dawką perfum le kloszart.
Po kilku godzinach, obudzony za pewne zaciekawionymi głosami turystów Lupin otworzył oczy. Przez chwilę w oszołomiony przyglądając się obcemu miejscu. Gdzie on do cholery się znajdował. No gdzie?
-Kurwa! Gdzie ja jestem?- Nie mógł wytrzymać niewiedzy musiał w końcu zadać to pytanie na głos. Tak jakby od tego miał poznać odpowiedzi na dręczące go pytania.
Nie krzycz głupiutki Misiu.
Na dźwięk tego głosu przeszedł go dreszcz. Nie wiedział dlaczego Poraż kolejny dał się ponieść złudnej nadziei, że może ona odeszła.
Nie uciekniesz przede mną tak łatwo Wilczku.